Człowiek z Toronto – Recenzja

człowiek z toronto recenzja

Teddy (Kevin Hart), główny bohater filmu Netflixa „Człowiek z Toronto”, jest irytującym, gadatliwym, nieudacznym kretynem. Każdy, kto jest w stanie wytrzymać z nim dłużej niż dziesięć minut, zasługuje na medal za cierpliwość. Najnowszy film Patricka Hughesa trwa 112 minut i jest zlepkiem tak wielu poprzednich filmów, że staje się najbardziej irytującym filmowym kolażem. Pełen czarnego humoru thriller o płatnym zabójcy, głupi frajer chcący udowodnić swoją wartość, komediowy projekt próżności, fabuła o błędnej tożsamości i brutalny film akcji to kolejne punkty orientacyjne na tej ścieżce. Jest to rodzaj przedsięwzięcia, które potwierdza mój spiskowy pogląd, że wiele filmów Netflixa jest tworzonych specjalnie po to, by odtwarzać je w tle, gdy widzowie składają pranie lub odkurzają kocią sierść z mebli IKEA. Można wychodzić z kina co dziesięć minut i niczego nie przegapić po powrocie.

Człowiek z Torono recenzja

Łysy Woody Harrelson gra tytułowego Torontończyka, bardzo skutecznego zabójcę z bezwzględną reputacją torturującego. W jednej z wczesnych scen widzimy, jak pracuje. The Man From Toronto (bo tak jest nazywany) zostaje wynajęty, by wydobyć informacje za pomocą wszelkich niezbędnych środków, a zanim zacznie monologować o swoim pochodzeniu, prezentuje przed celem zadziwiający asortyment sztućców. Jego dziadek został zaatakowany przez niedźwiedzia grizzly, gdy był małym chłopcem dorastającym „na zamarzniętym jeziorze 500 mil od nikąd”. Niedźwiedź zjadł dziadka, podczas gdy jego wnuk stał z tyłu i patrzył. Kiedy tortury już się zaczną, błagania o litość nie przyniosą większego skutku; wszelka empatia, jaką posiadał zabójca, zginęła na tym lodowatym jeziorze. Historia działa – człowiek przyznaje się do winy i zostaje skazany na śmierć znacznie szybciej, niżby to wynikało z jego milczenia.

człowiek z toronto recenzja

Człowiek z Toronto przyjmuje rozkazy od kobiety, którą w telefonie określa mianem „handlerki”. Choć w filmie początkowo ukrywa się jej imię i nazwisko, po jej niezwykłym głosie łatwo rozpoznać aktora, który ją gra. Handlerka (jak jest nazywana) ma ludzi w innych miastach, takich jak Miami, Tokio i Moskwa. Skontaktuje się z nimi, jeśli będzie podejrzewać, że jej mężczyzna w Toronto zbzikował. Ci faceci mają ogromne ego i wydają się żyć w cieniu swoich kanadyjskich współpracowników. Facet z Miami (Pierson Fode), którego początkowo widzimy, jak bije człowieka na śmierć kijem golfowym, wydaje się mieć za sobą wcześniejszą kłótnię, która sprawia, że co jakiś czas pojawia się ponownie jak zły grosz.

To tyle, jeśli chodzi o fabularną część mrocznie komediowego thrillera o płatnym zabójcy. Teddy jest źródłem narracji o niedorajdach. Jest takim palantem, że jego cierpliwa, kochająca żona, Lori (Jasmine Mathews), mówi mu, że jej firma używa jego imienia do opisania, kiedy ktoś nawala. „Jesteś czasownikiem!” – wykrzykuje z zachwytem. W sekwencji filmów fitness z YouTube, która otwiera „Człowieka z Toronto”, widzimy, jak jej mąż nieustannie „teddying”. Hart jest co najmniej na tyle macho, żeby zagrać faceta promującego urządzenia do ćwiczeń siłowych, takie jak „TeddyBand” (który wyskakuje i uderza go w twarz) i „TeddyBar”, stojak do podciągania, którego trening polega na tym, że jego użytkownik zostaje zmiażdżony przez spadający sprzęt.

Najnowszy pomysł Teddy’ego skierowany jest do jego szefa z ringu bokserskiego, Marty’ego, który zatrzymał go przy sobie, mimo że broszury marketingowe stworzone przez Teddy’ego nie zawierają adresu siłowni. Lori uważa, że najnowszy pomysł jej mężczyzny ma wartość, co sprawia, że wątpię w jej osąd. Teddy chce promować boks „bezkontaktowy”, trening cardio, w którym uczestnicy zadają ciosy, ale nie są uderzani. W moich amatorskich czasach nazywaliśmy to „boksem cienia”, ale co ja tam wiem? Jestem starym człowiekiem, który nie ma kontaktu z dzisiejszą młodzieżą. Marty też jest stary i uważa, że to najbardziej niedorzeczna rzecz, jaką kiedykolwiek słyszał.

Teddy jest tak bezużyteczny, że nie potrafi nawet przygotować specjalnego wieczoru z okazji urodzin swojej żony. Naturalnie, stawka jego obecnej próby będzie znacznie wyższa. W ten sposób dochodzimy do wątku błędnej identyfikacji. Teddy błędnie identyfikuje adres domku, który wynajął na urodzinową wyprawę Lori, z powodu „niskiego poziomu tonera” w drukarce. W „Człowieku z Toronto” wyrażenie „niski toner” jest używane tak często, że można by z niego uczynić grę w picie. Niestety, błąd Teddy’ego prowadzi go do jedynego domku w Onancock w Wirginii, w którym mieszka Człowiek z Toronto, którego miał torturować. Chłopcy są przekonani, że Teddy został zatrudniony. Kiedy zgodnie z przewidywaniami przybywa prawdziwy towar, rozpętuje się piekło.

Wszystko to prowadzi do brutalnego segmentu akcji, w którym Hughes stosuje tę ohydną technikę przyspieszania, która sprawia, że śledzenie czegokolwiek staje się niemal trudne. Po drodze Teddy i Człowiek z Toronto nawiązują męską, ale delikatną przyjaźń, podczas gdy osoba, która zamówiła film na Netflixie, odkrywa kulę włosów, która jest zbyt duża, by ją odkurzyć. Kiedy Ellen Barkin nie potrafi uratować filmu za pomocą wyrzutni rakiet, wiadomo, że jest skazany na zagładę. Barkin, wyglądająca jak zawsze świetnie i potężnie, zrównuje z ziemią mnóstwo samochodów, spopielając je we wspaniałych kulach ognia godnych Joela Silvera. Szkoda, że nie mogła skierować tej broni na ten film.